Blog o macierzyństwie i nie tylko, z lekką dozą humoru ;)

środa, 8 maja 2013

Podpatrzone na placu zabaw...

No i znów nas tu długo nie było, a to za sprawą pogody - coraz cieplejsza, a ostatnio wręcz gorąca, zachęca do dłuższych, no i dalszych, wypraw poza dom. Jako, że znane i najbliższe parkowe placyki zabaw trochę się już Synkowi opatrzyły (w końcu zimą bywaliśmy tylko na nich, a i to krótko), Mama_w_bojówkach zdecydowała o wypadach do sąsiednich dzielnic, gdzie namnożyło się nowych, relatywnie zadbanych placów zabaw, dzięki odpowiednim dotacjom dla władz miasta. Jest ich tyle, że właściwie to każdego dnia tygodnia możemy bywać na innym, albo i dwóch innych!

Ale ale, Mama nie o tym chciała pisać. Wpis traktować ma o pewnej grupie placowych bywalców, których miała okazję poobserwować w ich środowisku naturalnym - opiekunów bawiących się dzieci. Po kilku wizytach na placykach Mama ma już gotowe coś w rodzaju klasyfikacji placowych opiekunów, którą postara się pokrótce tu streścić:

Typ 1 - "Nie biegaj, bo się spocisz!" - najczęściej babcia lub starsza pani niania. Stoi z boku lub siedzi na ławeczce, niekiedy paląc papierosa (!) i strofuje bawiącego się brzdąca. Malcowi nie wolno się ruszyć szybciej niż statecznym krokiem, bo się spoci, zgrzeje i najpewniej zachoruje, a wtedy... "babcia / ciocia już więcej tu z Tobą nie przyjdzie." Hmm, czy mi się wydaje, czy to nie o interes babci / cioci chodzi w tej zabawie?

Typ 2 - "Podziel się zabawką!" - z pozoru niegroźny, zachęca dziecko do dzielenia się łopatką / wiaderkiem / huśtawką / autkiem itp. Wróć, rzecz właśnie w tym, że nie zachęca, a podejmuje decyzję za malucha. "Teraz pobawi się chłopczyk / dziewczynka / no oddaj, już długo się bawisz / no daj, trzeba się dzielić!" - słowa te zazwyczaj poparte są... wyrwaniem dziecku z ręki autka / łopatki lub wysadzeniem go z huśtawki, a następnie przekazanie zabawki lub huśtawki innemu dziecku. Nie rozumiem, doprawdy. Dwuletnie dziecko już przecież zrozumie, że ma dać chłopcu / dziewczynce zabawkę, gdy już się nią skończy bawić... Nie trzeba wyrywać, przecież maluchy szybko się "nudzą" i przechodzą do nowej zabawy... Ech ;/

Typ 3 - "Tu się baw!" - zwany inaczej helikopterem. Chodzi / stoi / wisi nad dzieckiem, bynajmniej nie dlatego, że jest ono w tarapatach. Komenderuje, nierzadko ciągnąc dziecko za sobą lub, gdy jest młodsze / mniej mobilne, po prostu je przestawiając z punktu A do B: "Tutaj idziemy, nie nie tam, tu się bawimy, no chodź tutaj, tam mama / babcia / ciocia nie chce!" No właśnie, pytanie, KTO nie chce?

Typ 4 - "Bo więcej / jutro / nigdy już tu nie przyjdziesz!" - znany też jako "Bo pójdziesz zaraz do domu!" - gdy naluch robi coś, co piekunowi jakkolwiek się nie podoba - wchodzi sam na huśtawkę czy zjeżdżalnię, biegnie do jakiegoś interesującego miejsca i na moment znika z oczu, podnosi z ziemi robaka / kamyk / patyk / cokolwiek innego niebędącego nawet "śmieciem" i bezpiecznego - opiekun burczy ze swojej ławki "bo Cię zabiorę do domu!". Co ma dać taki tekst? Jak dla mnie zabija dziecięcą ciekawość... nie prościej iść parę kroków za brzdącem i obserwować go, w razie potrzeby pomagając w zabawie lub ratując z opresji? :(

Typ 5 - "Aleś Ty niedobry!" - wersja ekstremalna typu 4. Nie precyzuje, co dziecko "zmalowało" - mogło zjechać ze zjeżdżalni bez asekuracji, ale mogło też na przykład sypnąć innemu dziecku piaskiem w oczka czy do wózka. nieważne. To nie zachowanie, to dziecko jest dla tego opiekuna "niedobre". Z gruntu i na wieki. I najlepiej obwieścić to gromkim głosem przy obecnych na placyku dzieciach, mamach, ojcach i innych opiekunach. Po co? Co stało się z mądrością pt." Chwal publicznie, gań prywatnie?" Nie ogarniam...

No i perełka na koniec -  typ 6: tak zwany sezonowy, pojawia się bowiem na placykach w lecie i późną wiosną. Cechuje się notoryczną niechęcią do zmiany przyzwyczajeń zimowych na letnie, szczególnie w kwestii ubioru malucha. Dziś widziałam, przy 26 (słownie: dwudziestu! sześciu!) stopniach w cieniu (w cieniu!!) na placyku zabaw może roczną dziewczynkę ubraną w długi rękawek, pod którym marszczył się krótszy, rastopki (!), dżinsy, sportowe adidasy oraz... szydełkowaną czapeczkę na głowie. Sporo samokontroli kosztowało mnie niepowiedzenie tej mamie czegoś, no, niezbyt cenzuralnego. Zwłaszcza, że do dwójki starszych dzieci które z nią były co chwilę rzucała: "zdejmij czapkę, bo się zgrzejesz!" "sciągnij kurtkę, bo gorąco!" "idź do sklepiku po picie!" - a o malutkiej to już niełaska pomyśleć? 

Skąd się biorą tacy ludzie??