Blog o macierzyństwie i nie tylko, z lekką dozą humoru ;)

sobota, 24 listopada 2012

Docenić Mamy...



Jakoś tak z końcem roku Mamę_w_bojówkach dopadł nastrój refleksyjny. Siadła więc i duma, a z tego jej dumania wynika, że mamy są stanowczo zbyt mało doceniane w naszym społeczeństwie. I nie chodzi tu o szlachetne kampanie, promujące, na ten przykład, karmienie piersią w miejscach, powiedzmy, publicznych. Ani o te, nawołujące, by ustąpić steranej mamie z dzieckiem, albo tym bardziej, mamie przyszłej, miejsca w tramwaju czy autobusie. Te i podobne inicjatywy Mama_w_bojówkach zna i popiera. Chodzi jej o coś zgoła innego, co wiele osób, jak ostatnio zauważa, zdaje się przyjmować za pewnik w kontekscie mam.

Pewne dla wielu jest to, że mama zawsze ma czas. Zwłaszcza mama - kurka domowa. Bo przecież "siedzi z dzieckiem w domu" całe dnie, więc "nic nie robi", w związku z tym można odwiedzać, dzwonić czy w inny sposób naruszać jej i malucha przestrzeń, bez zapowiedzi, bo tak, bo przecież "jest w domu" a przyda jej się "kontakt z ludźmi", więc w czym ona widzi problem?

Doceńmy to, że czasem jest problem. Mama może nienajlepiej się czuć. Maluch może nienajlepiej się czuć. Mogli właśnie wrócić z długiego spaceru, marząc tylko o obiadku i odpoczynku, albo ciepłej relaksującej kąpieli. Współczesne mamy mają wiele spraw do załatwienia i czasem, jeśli uważnie się przyjrzycie, wypatrzycie je z wózkami czy też innymi środkami dziecięcego transportu w urzędach, sklepach, warsztatach... Tak, to te same mamy, które wg wielu nic nie robią cały dzień, siedząc w domu :) Dom prowadzi się niekoniecznie w całości z jego wnętrza, moi mili.

Pewne dla wielu bywa też to, że mama zawsze ma ochotę. Na to, co zaproponują inni. Na spotkanie akurat o tej porze, w tej czy owej kawiarence, centrum handlowym czy uliczce. Na wizytę (u) rodziny właśnie tego dnia, od tej godziny do tamtej. Na seans w kinie czy w SPA, który pewnie i tak by się przydał, tylko czemu akurat w tym momencie, w tej lokalizacji, a co wtedy z maluchem? "No jak to co, zostanie z babcią / dziadkiem / ciocią / sąsiadką / opiekunką, coś się wymyśli, przecież to tylko godzinka /dwie / pół dnia, nic wielkiego, prawda?"

Doceńmy to, że mama sobie poradzi. Gdy będzie chciała pomocy, poprosi o nią. Gdy zechce odpocząć od maminej codzienności i nadmiaru obowiązków, powie o tym. Nie trzeba decydować za nią, choć wielu pewnie ma w tym dobre intencje, skoro mamy tak często decydują za dwoje (albo więcej ;)). Nie trzeba się narzucać. Wystarczy wyjść z inicjatywą, dając mamie możliwość wyboru. Odpowiedzi w tę lub tę sronę. Uwierzcie, będzie wdzięczna. Nawet za samą rozmowę, która często jest balsamem dla maminej duszy. I często pozwala usłyszeć, jak wiele jest powodów, by jeszcze bardziej cenić i szanować mamy.

poniedziałek, 12 listopada 2012

Synek zaskakuje vol.2 :)

Oto kolejna scenka rodzajowa. Mama_w_bojówkach ma przeczucie, że takich będzie teraz coraz to więcej, bo z Synka rośnie... nie powiem... mądrala ;)

Podczas jedzenia jakiegoś smakołyku Synek zawędrował do swojego łóżeczka, które, odkąd wymontowano trzy boczne szczebelki, można swobodnie zwiedzać o każdej porze dnia i nocy. Ofiarą łóżeczkowego łakomstwa padła małpka-przytulanka, najprawdopodobniej w wyniku obdarowania przez Synka smakowitym ;P buziakiem. Zerkając na jej mordkę podczas przeglądu i zmiany pościeli, Mama_w_bojówkach zawyrokowała: "Małpkę trzeba zeprać..."

Synek wyciągnął rączkę z dobitnym "dać" :). Wziął małpkę, powędrował do łazienki, otworzył sobie drzwi oraz... drzwiczki pralki, włożył małpkę i zadowolony wrócił do z lekka oniemiałej Mamy. 

Mądrego mam Syna, prawda? :)


piątek, 2 listopada 2012

Żeby kózka nie skakała...

... to by Synka nie rozśmieszała! ;) Do panteonu czworonożnych ulubieńców malucha dołączyły zdecydowanie kozy, kózki i koźlątka, zwłaszcza w wydaniu miniaturowym. A tak się coś Mamie wydawało, że Synek_w_bojówkach ma zadatki na farmera... 

Jego uwagę przykuwają ostatnio wszelkie zwierzęta, szczególnie te małe i wdzięczne, jeszcze bardziej szczególnie te zabawnie podskakujące, turlające się i podfruwające wokół niego. Jako, że od wakacji i letnich upałów minęło już nieco czasu, wycieczki na wieś oraz do zoo zastąpione zostały podglądaniem zwierzaków w sieci.

Tak oto wśród rozlicznych czworonogów natrafiliśmy ostatnio na pewne małe koźlątka. 



Kózki karłowate, bo o nich mowa, są bohaterami kilku (co najmniej) klipów, odtwarzanych w serwisie YouTube, które wprawiają Synka_w_bojówkach w stan ekstatycznej wręcz radości ;) Obserwując ich zabawy, podskakiwanie, gonitwy po łące i inne figle śmieje się, kiwa i pokazuje co chwilę paluszkiem. Jako, że zaczął niedawno doskonalić sztukę samodzielnego biegania po domu, Mama_w_bojówkach już sobie wyobraża, co będzie, gdy następnym razem odwiedzimy farmę lub zoo... no i, ile frajdy przyniesie nieco starszemu i sprawniejszemu Synkowi obcowanie ze zwierzakami.

A czy Wasze maluchy były już w petting zoo?

czwartek, 27 września 2012

Pęd do samodzielności, epizod trzeci - rzecz o naśladownictwie

Dzieci, jak wiadomo, najszybciej uczą się naśladując dorosłych. Podpatrują i powtarzają po rodzicach ubieranie się, jedzenie, picie i co tam jeszcze uznają za stosowne sobie przyswoić. Czasem wywołują nowym repertuarem umiejętności rodzicielską dumę, niekiedy lekkie oszołomienie, a nieraz mieszankę jednego i drugiego.

Synek_w_bojówkach, poza coraz częstszym samodzielnym jedzeniem (głównie rączkami), staje się niemalże biegły w ... karmieniu. Karmi mamę i tatę a to łyżeczką,  a to widelczykiem, a to... rączkami właśnie. A ile przy tym śmiechu i parskania, fukania, prychania i mlaskania, to już tylko on i rodzice wiedzą ;) Najnowsza "karmieniowa" technika, opracowana dziś rano, polega na podrzucaniu w górę płatków i chrupek śniadaniowych, by Mama_w_bojówkach mogła wdzięcznie... łapać je w usta. No trik w sam raz do cyrku, normalnie ;)

Dzielnie naśladując mamę, Synek_w_bojówkach polubił też porządki ;) Z wprawą otwiera już wszystkie prócz jednej szuflady w swojej komódce, kilka szafek w kuchni i pudła z zabawkami, książeczkami i pościelą, a następne pieczołowicie wyciąga ich zawartość by powkładać znów do środka w nieco innej, zwanej przez mamę "artystyczną" ;), konfiguracji. Odkrył również, że chusteczki, zazwyczaj używane podczas przewijania, nadają się również do mycia... Myje zatem nimi szybę w oknie, podłogę przy krzesełku do karmienia (w końcu po sutym obiadku trzeba posprzątać, prawda?), rzeczone krzesełko, komodę w sypialni, a nawet... nogę mamy, zmywającej akurat, dajmy na to, naczynia (bo zmywania, jak dotąd, nie opanował) ;) Absolutnym hitem jest jednak pranie. Synek ładuje do pralki ubrania, zamyka drzwiczki i kręci gałkami i pokrętłami, po czym drzwiczki otwiera i pranie wyciąga, wdzięcznie wrzucając do miski lub wanny ;) Pranie błyskawiczne, ot co ;) Mama_w_bojówkach też by chciała tak umieć ;)


wtorek, 18 września 2012

Pęd do samodzielności, epizod drugi - sprawdzanie granic :)

Mama_w_bojówkach dawno już tu nie zaglądała, za co przeprasza. Sporo się ostatnio dzieje, tak, że na zwykłą chwilę przed ekranem zostaje niewiele czasu w dobie, a doba, jak wiemy, wyposażona jest w skończoną ilość godzin. Spieszy jednak donieść, że u Synka zanotowano kolejne, niemałe postępy - tym razem w samodzielnym wstawaniu oraz dreptaniu w domu i poza nim. 

Do rosnącego wachlarza umiejętności Synka_w_bojówkach dołączyła również wspinaczka - najchętniej po schodach i meblach. Schody pokonywane są więc coraz częściej samodzielnie, choć pod nadzorem rodziców: wyjście na spacer zajmuje nam nieco dłużej nie dlatego, że mamy więcej gadżetów do zabrania, wręcz przeciwnie, mamy ich mniej :). Zbieramy się dłużej, bo Synek musi zejść, sam, trzymając się barierki lub czworakując pupą do przodu w dół, z praktycznie całej długości schodów. Czyli z czwartego piętra. A że, póki co, tempo schodzenia ma mozolne, to nasze wyjście nieco dłużej trwa. I trwa, i trwa, i trwa...

Za nowonabytą umiejętnością idzie krok w krok chęć eksperymentowania, a ściślej, jak obserwują ostatnio Synkowi rodzice, chęć sprawdzania możliwości i granic. Czy da się wspiąć po tej zjeżdżalni na placu zabaw? Co zrobi mama, gdy wejdę na ten mostek, pod którym tak fajnie szemrze woda? Czy mogę włożyć nogę do tej wody? Czy dogonię tego gołębia, co właśnie ucieka z kawałkiem chlebka w dziobie i jak zrobić to szybciej - na czterech, czy na dwóch? - Synek_w_bojówkach zdaje się przetwarzać w główce niesamowitą ilość pytań i zadań do wykonania

Niestety, maluchy takie jak on nie zdają sobie sprawy z czyhających wokół zagrożeń, często więc całkiem przypadkiem pakują się w kłopoty. A przecież chciały tylko sprawdzić / zbadać / zajrzeć... Mamę_w_bojówkach czeka więc trening łagodnego dyscyplinowania :)

Będzie coraz ciekawiej... :)

piątek, 24 sierpnia 2012

Pęd do samodzielności, epizod pierwszy - kulinarny

Poprzednia notka była krótka, wręcz telegraficzna, toteż Mama_w_bojówkach spieszy nadrobić blogowe zaległości. Dziś o synkowym pędzie... ku samodzielności ;)
Synek dotarł do kolejnego, jak się zdaje, przełomowego punktu w życiu. Zaczyna coraz dobitniej wyrażać swoją niezależność (co nie przeszkadza mu żądać niemal ciągłej obecności Mamy lub Taty, przynajmniej w zasięgu wzroku), a także coraz więcej chce po prostu robić sam.

Podejmuje próby samodzielnego chodzenia oraz jedzenia ;) O ile pierwsze idą nieźle, nawet jeśli ograniczają się do kilku kroczków po znanym terenie, nim Synek chwyci dłoń któregoś z rodziców lub złapie się znajdującego się w zasięgu mebla czy innego elementu domowo-spacerowego wyposażenia, o tyle drugie dostarczają głównie... rozrywki. No i pracy. Rozrywki głównie Synkowi, a pracy... cóż... głównie Mamie :) 

Spożywający posiłek Synek_w_bojówkach przypomina artystę ni to impresjonistycznego, ni to surrealistycznego, zaabsorbowanego pracą nad dziełem, a nawet kilkoma jednocześnie. Łatwiejsze w obsłudze okazują się póki co ręce, które trafiają do buzi coraz celniej i radzą sobie z coraz bardziej skomplikowanymi potrawami. Łyżka jak dotąd służy synkowi do malowania po stoliku, krzesełku, fartuszku, buzi, ścianach oraz Mamie, a także od kilku dni do karmienia tej ostatniej. Widelec traktowany jest z należną ostrożnością, choć, jak się okazuje, sprawdza się nieźle przy nadziewaniu makaronu i kawałków kurczaka. Ulubionym daniem pozostaje makaron z wszelkiej maści sosami i dodatkami, po nim ryż w różnych kombinacjach oraz płatki śniadaniowe - najlepiej chrupkie i na sucho, choć wersja mleczna również spotkała się z aprobatą - a także ciastka, które łatwo łamać w kawałki i pracowicie jeść ;)

Po posiłku na kuchennym placu boju pozostaje niesamowity wręcz tzw. artystyczny nieład, którego opanowanie nierzadko zajmuje Mamie_w_bojówkach dłuższą chwilę. Patrząc jednak na roześmianą, rumianą buzię Synka, Mama przyznaje, że cały ten bałagan nie ma znaczenia, gdy samodzielne jedzenie daje tyle radości! Większą daje chyba tylko możliwość wypluskania się potem w wannie, często nieuniknionego z punktu widzenia Mamy :)

Czy Wasze smyki mają swoje ulubione przysmaki? Czy jedzenie w ich wykonaniu bywa równie zabawne? ;) Piszcie, Mama_w_bojówkach chętnie poczyta ;)

czwartek, 23 sierpnia 2012

Synek zaskakuje :)

Dziś krótko, acz dobitnie, bowiem szczęką Mama_w_bojówkach podłogę dziś obiła.
Do rzeczy zatem:

Poranna scenka rodzajowa :)

Synek przy stoliczku je/bawi się płatkami śniadaniowymi i ciastkami. Po chwili stuka łyżeczką w stoliczek i woła "mama, mama"... Myślę sobie, że pewnie chce coś innego. Przynoszę jogurcik, synek gramoli się w moją stronę, by go wziąć. Mówię żartobliwie: "to może na stoliczku usiądź?" Patrzę za moment, a synek... siedzi na stoliczku, przodem do mnie, z łyżeczką w łapce i otwartą buzią.

Kurtyna ;)

środa, 1 sierpnia 2012

Ciekawość (poniekąd) zwerbalizowana :)

Synek_w_bojówkach, po bacznych obserwacjach otaczających go dorosłych, stwierdził, że komunikują się oni w interesujący i wart naśladowania sposób. Od zamysłu przechodzi więc do czynu i coraz częściej można z jego ust usłyszeć coś, co już-już-niemal przypomina wypowiedzi Mamy, Taty czy Babci. Zaczęło się niewinnie, od powitania z powracającym z łona matki korporacji Tatą, którego synek dopadł juz w drzwiach wejściowych z gromkim "heeeej Tata!". Potem było już z górki :D 

Gdy odzywa się dzwonek telefonu, a na ekranie widnieje zdjęcie rodziciela, Synek_w_bojówkach z radością informuje Mamę: "Tata, tata dyt", czyli "tata dzwoni, odbierz!" Pewnego razu, gdy Tata udał się do pracy po urlopie, Synek rozglądał się po domu  i pytał "Dzie Tata?", a gdy Mama zapewniła go, że tata zaraz tu będzie (akurat zbliżała się pora powrotu), powtórzył wesoło "Tata tuta" :) 

Ostatnie dni zaś przynoszą pierwsze pytania o otaczający Synka świat. Błąkający się w kuchni owad został skomentowany zdziwionym "Toto lata?" tuż po tym, jak w podobny sposób zdziwiła się głośno Mama_w_bojówkach. Leżące w różnych miejscach pokoju sprzęty elektroniczne Synek brał w łapki i patrząc na Mamę pytał "Toto, to tuta?", śmiejąc się radośnie, gdy uzyskał choćby krótką odpowiedź. 

Dziś rano zagubiła się jego ulubiona brzęcząca zabawka, szukał jej więc cierpliwie, zaglądając w różne miejsca i pytając "Dzie brrr?" ;) Repertuar Synka_w_bojówkach się rozrasta, a Mama mogłaby pisać o nowych słówkach i zwrotach długie epistoły, więc pozwoli sobie w tym momencie skończyć pełną zachwytów wyliczankę ;) Dość powiedzieć, że ona i Tata są z Synka ogromnie dumni ;) 

A czy Wasze pociechy już mówią? Czy mają jakieś słówka lub dźwięki, które Was bawią? Chętnie posłucham!

sobota, 28 lipca 2012

Z fizyką za pan brat

Mama_w_bojówkach, jako umysł typowo nieścisły, mocna z fizyki nigdy nie była. Co innego Tata, który zdaje się przekazał swój entuzjazm i ciekawość wobec zjawisk fizycznych latorośli. Synek mógłby godzinami, dosłownie, obserwować coś tak prozaicznego jak parę wydobywającą się z pełnego wrzątku czajnika, czy mleko mieszane z kawą, tworzące na niej przez chwilę ciekawe wzorki. Krople deszczu spadające na skórę, podmuch ciepłego powietrza unoszący papierowy samolot - te i inne zjawiska przykuwają niezmiennie uwagę Synka_w_bojówkach.

 Z niemniejszym skupieniem podejmuje Synek swoje pierwsze próby eksperymentowania z fizyką - rzuca z wysokości (np. krzesełka do karmienia) rozmaite przedmioty, patrząc gdzie i jak spadają oraz nasłuchując brzęku, stuku czy innego plaśnięcia o podłogę. Ściska w dłoniach folię, papier, niekiedy też zawartość swojej miseczki czy talerza, patrząc jak wydobywa się spomiędzy paluszków. Z zapałem wciska wszelkie pstryczki, włączając lub wyłączając światła w domu. Bada elastyczność kabla domofonu, zrzucając z widełek słuchawkę i obserwując jak podskakuje, obijając się lekko o ścianę. Na zmianę w jedną i drugą stronę obraca rączkami koła swojego wózka, szukając bezpiecznych (o dziwo) sposobów na ich zatrzymanie i zmianę kierunku. Nowonabytą wiedzę usiłował ostatnio zastosować na kole stojącego przed domem auta wujostwa, niestety, bez skutku ;>

No i oczywiście, eksperymenty z wodą, o których nie sposób zapomnieć. Synek chlapie radośnie podczas kąpieli, to prawą, to lewą rączką, ostatnio również sięga po różne znajdujące się na pobliskich półkach przedmioty i zanurza je, a następnie puszcza i obserwuje, jak wyskakują / wypływają na powierzchnię. Jest przy tym niezwykle cierpliwy i niezmordowany w próbach. Mama_w_bojówkach podziwia i ma cichą nadzieję, że entuzjazm ten Synkowi nie minie - będzie mu łatwiej w szkole...

No ale, do szkoły jeszcze szmat czasu, a póki co mamy wakacje i iście tropikalne lato - stąd m.in. dość krótki wpis, bo komputer (i mózg Mamy_w_bojówkach) niezbyt lubi upały ;)

piątek, 20 lipca 2012

Biblioteczka Syneczka, czyli słów kilka o czytaniu

Czytać, jak wiadomo, należy już najmłodszym. Najlepiej codziennie. Najlepiej minimum 20 minut dziennie. Ciekawi mnie, ilu rodziców trzyma się tej zasady? A może Wasze pociechy czytają już samodzielnie?

Synek_w_bojówkach ma zadatki na mola książkowego, po mamusi :) Książeczki towarzyszą mu rano i wieczorem, a w deszczowe dni, których niestety ostatnio nader wiele, bywa ich jeszcze więcej... Synkowa biblioteczka obejmuje serię "Obrazki dla maluchów" z grubymi, łatwymi w przekładaniu kartami, a także, od niedawna "Klasykę Polską" i "Klasykę Światową" z popularnymi i znanymi nam rodzicom tytułami bajek, baśni i opowiastek. Znajdują się w niej również książeczki typu pop-up, w których odchylane klapki kryją tajemnicze obrazki, a nawet kilka egzemplarzy dziecięcej literatury, którymi można delektować się... w kąpieli! ;)

Jako, że Synek ma już ponad rok, Mama_w_bojówkach, za namową koleżanki, zaczyna rozważać naukę czytania. Konkretnie chciałaby uczyć Synka czytania całowyrazowego, lub, jak wolicie, globalnego, metodą Glenna Domana (i Colina Rose, o ile pamięć Mamy_w_bojówkach nie zawodzi). Chętnie zatem pozna Wasze doświadczenia i wrażenia z tej lub podobnych metod wczesnej nauki czytania. Ilu z Was pracuje lub pracowało tak z Waszymi maluchami? Czy uważacie, że warto w ten sposób ułatwić dzieciom późniejsze obcowanie z książkami?

środa, 11 lipca 2012

O radosnym pluskaniu raz jeszcze ;)

Lato w pełni, upał taki, że nic, tylko wskoczyć do wody! Mama_w_bojówkach jest zdecydowanie stworzeniem niezwykle ciepłolubnym i zimnej bałtyckiej wody nie lubi, no chyba, że przez kilka dni pod rząd, zarówno przed, jak i po zmroku, będzie cieplutko i woda ta osiągnie satysfakcjonującą ją temperaturę. 

Tata_w_bojówkach to inna historia, chętnie pluskałby się i codziennie, gdyby nie powtarzające się w nadmorskich rejonach (niestety nader często) wizyty sinic i innych algo-glono-wodorostów. Pfuj. 

Synek, podobnie jak Tata, pała wielką miłością do wszelakich akwenów. Nie ma znaczenia, czy to kałuża po deszczu, woda wychlapana z kubeczka, wiaderka czy ta, w której się akurat kąpie. Nie umknie mu żadna fontanna, oczko wodne, stawik ani zatoczka i jeśli tylko da radę, zasuwa co sił w nóżkach i młóci rączkami wodę, rozbryzgując ją radośnie na wszystkie strony. Okolice jednej z ulubionych, leżących na trasie spacerowej fontann stają się często niemalże polem bitwy, gdyż Synka trzeba mocno trzymać i wyperswadowywać mu danie nurka do zimnej (!) i brudnawej (!!) a do tego jak na jego wzrost głębokiej (!!!) choć tak przecież zachęcającej, w upalny dzień, wody. 

Nawet niedawna burza nie zdołała zniechęcić Synka do wodnych igraszek - gdy na kuchennej podłodze wskutek nieszczelności drzwi balkonowych pojawiło się sporej wielkości bajorko, Synek podraczkował do niego, sprawdził łapką, co i jak, a potem z gracją usiadł w samym środku i obiema łapkami jął radośnie chlapać przy akompaniamencie śmiechu i pokrzykiwania.

Czy myślicie, że pora już zainwestować w narękawki i okularki pływackie? Pieluszki do pływania Mama_w_bojowkach już zakupiła ;)

środa, 27 czerwca 2012

Leniwy Dinozaur

Nie, nie odwiedziliśmy podczas spaceru Parku Jurajskiego (a szkoda, pewnie byłoby ciekawie...). Leniwym Dinozaurem jest Mama_w_bojówkach skłonna od dziś określać samą siebie.


Dlaczego? 

Otóż Mama_w_bojówkach karmi synka piersią. Karmiła, z niewielkimi przeszkodami, od samego początku, i tak karmi już ponad rok. Synek nie narzeka, wręcz piersiowanie lubi, Mamie też czynność owa odpowiada i skutecznie stroszą jej kolce pytania wszelkich życzliwych zaczynające się od "Jeszcze karmisz, kochana?", przechodzące w "To kiedy go odstawisz od piersi?" a zakończone ulubionym "Czy on już nie jest za duży?"

Mama_w_bojówkach wszem i wobec odpowiada, że to nie ona zamierza Synka odstawić od piersi, to Synek zamierza się odstawić. Mamą kieruje tu jego dobrobyt z pewną domieszką zdrowego mamowego lenistwa - piersiowanie jest w końcu takie wygodne! Mama pozostaje otwarta na Synkowe potrzeby i sygnały. A że należy do niewielkiego procenta mam, które z wyboru (bo o mamach karmić z różnych przyczyn nie mogących tu nie mówimy) karmią piersią ponad "przepisowe" 6 miesięcy, ba, ponad 12!, zasilając niniejszym szacowne grono karmieniowych dinozaurów, to inna sprawa ;). Mama bywa dla Synka_w_bojówkach tyloma różnymi stworami, że może pobyć i dinozaurem! ;)

Czym jeszcze objawia się dinozaurowe lenistwo? Otóż niechęcią do kieratu, khem, etatu. Mamie_w_bojówkach całkiem dobrze z jej małą firmą, która działa gdy Mamę "najdzie" czas i ochota, by coś zorganizować. Samej sobie sterem, żaglem i okrętem, jak to mówią ;) Póki co Mamy okręt zawinął do spokojnej (w większości ;P) przystani pt. macierzyństwo, i nigdzie mu się stąd nie spieszy... Fakt, czasy są takie, że niektóre znajome mamy wracają do pracy bardzo wcześnie, bo innego wyboru nie mają. Mama_w_bojówkach cieszy się, że wybór ma ;). 

czwartek, 21 czerwca 2012

Rybka lubi pływać ;)

Ryby i rybki towarzyszą Synkowi_w_bojówkach niemal od początku. Zdobią jego ulubiony bujaczek od Fisher-Price'a, pojawiają się w książeczkach, wśród kąpielowych zabawek, a także sennie lawirują w oczku wodnym w ogródku zaprzyjaźnionej panny... Nic więc dziwnego, że Synek bardzo je lubi. Ostatnio podczas spacerowo-plażowej wizyty w pewnej nadmorskiej knajpce był do tego stopnia zafascynowany zamontowanym tam obszernym akwarium, że nie dało się go namowić choćby na krótki spacerek na zewnątrz z którymś z rodziców, podczas gdy drugi oczekiwał na zamówione jedzenie. Synek przysiadł dumnie na sąsiadującej z akwarium pirackiej skrzyni i obserwował rozliczne gatunki większych, mniejszych i całkiem małych ryb zasiedlających szklane lokum. Ryby zdawały się myśleć, że pewnie Synek je zaraz nakarmi, bo tłoczyły się przy szybie i co rusz wyściubiały pyszczki ponad poziom wody, charakterystycznie je otwierając. Synek jednak wolał stukać otwartą łapką w szybę, co na szczęście (dla rybek) ukróciła dość szybko Mama, w zamian opowiadając Synkowi na uszko kilka ciekawych związanych z rybkami historyjek. Rybki dołączyły oficjalnie do trójcy ulubionych przez Synka stworzeń, zaraz po gołębiach i kotach, które to już na łamach maminego bloga gościły ;)

Mama_w_bojówkach powinna nadmienić, że Synek, choć zodiakalnie jest byczkiem, sam ma w sobie coś w rybki... Wprost uwielbia pluskać się i chlapać. Kąpiele są dla niego niezwykłą przyjemnością, przerywaną zwykle zbyt szybko, gdy Mama lub Tata uznają, że woda niepokojąco stygnie, i wyciągną go na miękki frottowy ręcznik. Pluska się też chętnie w zaimprowizowanym na balkonie na okoliczność początku lata baseniku z kolorowymi piłkami i innymi ciekawiekształtnymi zabawkami. Na plaży raczkuje lub drepcze w kierunku wody niemal natychmiast, gdy tylko ma ku temu sposobność, tylko patrzeć jak trzeba będzie zainwestować w narękawki albo kółko dmuchane i wybrać się na kąpielisko ;) Najnowszym odkryciem Synka i źródłem dzikiej radości są, uwaga, fontanny! Strzelające w górę gejzery wody, krople spadające na rączki i buzię, a także, co ostatnio zaobserwował na przykładzie gromadki bawiących się w upale dzieci, możliwość pluskania! I gonitwy za odpływającą piłką! Coś wspaniałego! Mama_w_bojówkach obiecuje, że zamieści pluskaniową fotorelację już wkrótce, bo Synkowej radości nie da się opisać, to po prostu trzeba zobaczyć!

niedziela, 10 czerwca 2012

Gastrofaza... inaczej

Synek_w_bojówkach doświadcza ostatnio czegoś, co pewna znajomka zwykła określać mianem "gastrofazy", czyli chętki bądź braku chętki na dany artykuł spożywczy. Na nieszczęście Mamy, aktualnie owa gastrofaza jest raczej antyfazą... wobec obiadków. Mięsku, warzywkom i makaronom mówimy stanowcze, głośne i mocno fochowe NIE!, tupiąc nóżką w krzesełku (Synek zwykł jadać na stojąco odkąd opanował sztukę wydostania się z trzypunktowych pasów bezpieczeństwa) i obracając główkę na wszystkie strony, by tylko nie zakradła się w pobliże pyszczka łyżeczka z daniem. 

Co innego, gdy Mama poda posiłek "na słodko". Tak, również na obiad. Kaszka z owocami? Chętnie! Zupka na sinlacku? Nie pogardzę! Chlebek z twarożkiem, albo jogurt, czy budyń? O każdej porze! Mama_w_bojówkach ubolewa, bowiem choć ilość jedzonka jaką pochłania Synek okazuje się zdrowa, z jakością już nieco gorzej - bo chyba każdy powinien wcinać warzywka? Bo przecież nie można tak tylko na słodko? Prawda? Czy inne maluchy też tak miewają? 

Mamie_w_bojówkach wydaje się, że pierwsze urodziny stanowią jakiś moment dziejowy dla Synka, po którym zaczyna się coś w rodzaju rewolucji niezależności i okazywania własnego zdania, również w kwestii jedzenia, coraz dobitniej. Teraz Synek grzecznie śpi, a Mama duma. Chętnie przyjmie pomysły i rady, jak znów zachęcić Synka do spożywania zielonego i mięsnego. Za sukces dzisiejszego dnia uznaje wraz z Tatą_w_bojówkach podanie synkowi potrawki z cielęcinką na bazie marchewki i dyni. Czyli słodkich warzywek. A sosik odrobinę podrasowała cukrem. Synek spałaszował, zagryzł biszkoptem, obejrzał z Dziadkiem mecz (ale to już inna historia ;P)...

sobota, 26 maja 2012

Drugi Dzień Mamy :)

Mama_w_bojówkach obchodzi mamowe święto już po raz drugi. Za pierwszym razem miała obok siebie ledwie kilkudniowego Synka i nie bardzo jeszcze wiedziała, jak to z tym mamowaniem właściwie jest. Spieszy jednak donieść, że w ciągu tego roku oboje z Synkiem sporo się wzajemnie nauczyli i doszli do pewnego porozumienia w kwestii co komu i co dla kogo ;) 

Tak wyglądaliśmy w naszym pierwszym Dniu Mamy:

A dziś wyglądamy tak:


Sobie i innym starszym i nowszym (stażem ;>) mamom Mama_w_bojówkach składa dziś najserdeczniejsze życzenia: spokoju, sił, zdrowia i przede wszystkim uśmiechu!

czwartek, 24 maja 2012

Świętowało się... ;)

Synek_w_bojówkach w ostatni weekend nie próżnował ;) Obchodził z niemałą pompą Pierwsze Urodziny! 

Już w dniu urodzin właściwych, czyli w piątek, ubrany stosownie w odprasowane spodnie i elegancką koszulę, bawił się u babci w towarzystwie cioć, wujka, dziadka oraz dumnych rodziców i nieco przestraszonego kota. Prezentów nie był w stanie unieść, a rodzice z zaskoczeniem stwierdzili, że bagażnik ich samochodu jest jednak mniejszy, niż im się oryginalnie zdawało, gdy je doń wpakowali. 

W sobotę urządził u siebie imprezę dla kumpli i dziewczyny ;>, na którą specjalnie przygotowana została domowa bawialnia ;) W niedzielę zaś ucztował na urodzinach dziadka w eleganckiej restauracji w centrum miasta... 

Ciekawe, jakie myśli chodzą mu po główce, bo od poniedziałkowego ranka budzi się w nastroju nieco bardziej refleksyjnym, jakby spokojniejszym, niż przed urodzinkami, jednocześnie w ciągu dnia wykazuje niespożytą energię i ciekawość świata ;) Panie i Panowie, oficjalnie wkroczyliśmy w wiek Małego Odkrywcy!

Wpis na życzenie koleżanki A. ;)

czwartek, 17 maja 2012

To już jutro...

Już jutro Synek_w_bojówkach przestanie być niemowlakiem, a będzie dumnym roczniakiem. Jak to szybko zleciało! Mama doskonale pamięta, jak ją o czwartej rano złapały pierwsze skurcze porodowe..., jak wraz z Tatą czekali, aż zwolni się miejsce w szpitalu..., jak się namęczyła, nastrachała i nawysilała, by ujrzeć w końcu wyczekaną, ukochaną, maleńką buźkę...

Syneczku!
Jesteś dla mnie wszystkim! Odkąd pierwszy raz spojrzałeś na mnie tymi swoimi mądrymi, szarymi oczkami, pierwszy raz ssałeś mleczko, pierwszy raz drżąc z emocji zmieniałam Ci pieluszkę... Odkąd pierwszy raz tuliłeś się do mnie do snu, płakałeś, śmiałeś się i gaworzyłeś... Od tych najpierwszych chwil... Kocham Cię do szaleństwa!

Wszystkiego najlepszego w dniu Twoich Pierwszych Urodzin, Maluszku ;*

czwartek, 10 maja 2012

Oj Mama, Oj... czyli o dziecięcych potrzebach

Synek_w_bojówkach zdobył ostatnio szereg nowych umiejętności. Potrafi między innymi wspinać się po schodach, otwierać i zamykać przeróżne drzwi i drzwiczki, a także przemieszczać się w miarę samodzielnie przy meblach. Jest też mistrzem w wyrażaniu buzią i głosem całego szeregu emocji - od euforycznej wręcz radości przez spore zdziwienie, kończąc na niewyobrażalnym wręcz oburzeniu i "fochu";) Nowe możliwości niekiedy zdają się przerastać mały Synkowy rozumek, skutkiem czego w nocy śnią mu się niesamowite rzeczy, a nie wszystkie z nich dobre - jak wnioskuje Mama, niejednokrotnie budzona pokrzykiwaniem lub wręcz szlochem pociechy.

Szloch i pokrzykiwanie zaczęły z czasem przybierać bardziej zrozumiały dla osoby dorosłej wymiar, mianowicie da się usłyszeć wyraźne "Oj mama, mama ojjjjj", kiedy synka coś naprawdę trapi, lub "Eej ne, nenenene!" gdy się czegoś przestraszył. Mama wtedy podbiega, wyciąga z łóżeczka, kołysze i tuli jak umie, mając asa w (poniekąd) rękawie w postaci mlecznej piersi, gdy inne uspokajające sztuczki zawiodą.

Co ciekawe, w sytuacji gdy w pobliżu znajduje się Tata_w_bojówkach, synowskie strachy zdają się znikać, przynajmniej za dnia, swoich nocnych przygód z popłakującym Synkiem Tata bowiem jakoś Mamie póki co nie relacjonował. Na widok Taty Synek_w_bojówkach ożywia się radośnie i z gromkim "heeeej Tata!" przemieszcza błyskawicznie w jego stronę.

Jaki z tego wniosek? Tata jest kompanem do zabaw i wygłupów, a Mama - cóż... Mama jest od uspokajania... ;)

piątek, 4 maja 2012

Lato idzie, słonko świeci, zakrywajcie swoje dzieci (?!)

Za nami kilka bardzo ciepłych dni, które Mama, Tata i Synek_w_bojówkach skwapliwie wykorzystali, by pobiegać po plaży w co najmniej lekkich ubraniach. Z resztą, nie tylko po plaży, choć przesypywanie piasku Synek szczególnie sobie upodobał. Nie omieszkali też odwiedzić placu zabaw, a podczas majówki wybrali się do Ciechocinka, pieszczotliwie nazywanego w rodzinie retro kurortem, a tam zwiedzali parki, zagajniki i deptaki w iście afrykańskim słońcu.

No ale, do rzeczy. Tytuł dzisiejszego wpisu może być nieco mylący i zupełnie nie zdradliwy - wszak w upalne dni należy chronić milusińskich przed nadmiarem ultrafioletu, o czym Mama_w_bojówkach pamiętała, zawczasu zaopatrzywszy Synka w czapeczki z daszkiem, chusteczki na głowę i dziecięcy krem z wysokim filtrem SPF. Nie w tym problem. Problem w tym, że niektórzy rodzice tytułowe hasło wzięli sobie zbytnio do serca...

Maleństwa nowonarodzone, jak wiadomo, termoregulacji właściwie nie mają i często bywa im zimno bez względu na to, jaką porą roku przyszły na świat. Ich strój powinno się jednak rozsądnie dobierać do pogody - Synek_w_bojówkach przyszedł na świat właśnie u progu lata, a w długim rękawku czy spodniach za kolanka spędził wyłącznie kilka pierwszych dni, gdy był świeżynką ledwo co wypisaną ze szpitala. Poza tym nosił niemal zawsze krótki rękawek, bezrękawniki, często miał nagie nóżki, a czapeczkę i kocyk Mama wkładała mu do gondolki wózka wtedy, gdy chciał spać, bo tak lubił ;) Obecnie niemal roczny Synek ubiera się właściwie tak samo, jak rodzice - w chłodniejsze dni hołdując zasadzie, że należy nałożyć jedną warstwę więcej niż ma na sobie Mama czy Tata.

Nader często jednak w ciepłe, a nawet gorące wiosenno-letnie dni, Mama i Synek_w_bojówkach widywali (i widują dotąd, o zgrozo!) na spacerach maleństwa w najróżniejszym wieku i najróżniejszych wózkach opatulone jak, nie przymierzając, Eskimosi - kombinezony czy pajacyki obowiązkowo z długim rękawkiem, czapeczki a na nie kapturki, skarpetki i zakryte buciki, a na to wszystko kocyk lub kołderka plus osłonka wózka. Uff. Nieważne, że na zewnątrz jest lekko piętnaście stopni w cieniu, nieważne, że maleństwo ma czerwoną jak wisienka buźkę, a nierzadko krzyczy już z gorąca. Skąd ten pęd do przegrzewania dzieci? Do okrywania ich niezliczonymi warstwami materiału, nie dając im możliwości przystosowania się do różnych temperatur? Czy maluch nie powinien się hartować, oddychać świeżym powietrzem, przyzwyczajać do zmienności pór roku ubrany odpowiednio do pogody? Mama_w_bojówkach odnosi nieodparte wrażenie, że wielu maluchom nie daje się takiej szansy... A potem rodzice dziwią się, że ich pociecha często choruje, że męczą ją infekcje czy inne alergie... A można było temu zapobiec w tak prosty, wygodny sposób!

Drodzy rodzice, tego lata dajcie swoim pociechom pooddychać bez nadmiaru warstw ubranek. Bardzo Was proszę ;)

czwartek, 3 maja 2012

O mamie, co klub stworzyła ;)

Dla tych, co ten blog odwiedzają, a być może drugiego jeszcze nie widzieli - mała informacja ;)

Otóż Mama_w_bojówkach, chcąca przekuć siły na zamiary i wspomóc znajome (i nie tylko) mamy oraz maluchy, wystartowała w projekcie "Zakładamy Kluby Mam" i już wie, że dotarła na wysoki pułap rekrutacji klubowych liderek ;) Dzięki temu może się oficjalnie pochwalić Małym Klubem Mam, jego blogiem  www.malyklubmam.blogspot.com oraz stroną na Fejsbuku www.facebook.com/MalyKlubMamGdansk ;)

Mama zaprasza i wita ;)

piątek, 27 kwietnia 2012

Słowo, którego nie ma...

Jest pewne słowo, którego Synek_w_bojówkach nie ma w swym słowniku. Przydatne jak mało które inne, często wygłaszane najróżniejszym tonem przez wyrażającą cały kalejdoskop emocji Mamę. To słowo brzmi "poczekaj" :D Poczekaj synku, mama założy pieluchę. Poczekaj synku, mama zapnie spodenki. Poczekaj synku, mama odepnie pasy w wózeczku. Poczekaj synku, założymy nakolanniki. Poczekaj, poczekaj, poczekaj! :D 

Synek nic sobie z próśb Mamy o czekanie nie robi i błyskawicznie albo przekręca się na brzuszek na przewijaku i próbuje z niego zejść, albo odraczkowuje na z góry upatrzoną pozycję w samej pieluszce, gdy trzeba ubierać się do wyjścia, albo też wstaje w wózku naciągając pasy do maksimum i denerwuje się, gdy nie może wyjść z niego na podwórku. Najwyraźniej mały procesorek w jego głowie nie ma wprogramowanej takiej komendy, Mama musi zatem wykazać się refleksem snajpera, szybkością gazeli i siłą Pudziana, by dotrzymać mu kroku. Myśli skromnie, że idzie jej to coraz lepiej :D.

wtorek, 24 kwietnia 2012

Identyczni ;)

Tata_w_bojówkach i Synek.

Gdy śpią, układają się tak samo, podobnie wtulają bokiem w pościel, jednakowo uginają nogę. Tak samo pochrapują, choć Tata nieco głośniej ;)

Gdy mówią, podobnie dobitnie akcentują swoje zdanie. Gdy się uśmiechają, tak samo łobuzersko błyszczą im oczy.

Gdy się cieszą, tak samo pokazują to całym sobą - słowem, gestem, miną. Gdy się smucą, podobnie rozczulają i jednakowo żądają utulenia.

Zawojowali moje serce ;)

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Uwzięły się, no...

Na Synka_w_bojówkach uwzięły się... zęby. Fundują mu podwójną dawkę wątpliwej rozrywki, rosnąc sobie parami. Najpierw szturm przypuściły dolne jedynki, a gdy Synek myślał już, że jest po wszystkim, że teraz to on już wie kto one i po co one, przyczaiły się górne... I tak się czają od kilku dni, rozpychając dziąsełka i skutecznie przeszkadzając w zabawie, a nawet w jedzeniu czegoś ciepłego (a kto to widział obiad na zimno?). Mama_w_bojówkach z niejaką ulgą zauważyła dziś na dziąsełku Synka sinobiałe kreseczki - oznacza to, że dranie są blisko i już niedługo się wyrżną. Sęk w tym, że synka czeka teraz etap najtrudniejszy... Obolałe dziąsełka, a potem nauka gryzienia nowym garniturem. Zapobiegliwa Mama zaopatrzyła się w Dentinox i najróżniejsze gryzaczki - w tym również takie, które można schłodzić w lodówce przed zaaplikowaniem brzdącowi. Oby nie męczył się z tymi zębiskami zbytnio...

Jednocześnie Mamie nasuwa się refleksja, a właściwie refleksjo-pytanie, zainspirowane poniekąd komentarzem Taty_w_bojówkach, który oceniwszy stan dziąsełek pociechy łypnął na Mamę okiem i rzekł coś w rodzaju "No to teraz już raczej odstawisz go od piersi, prawda, bo będzie cię gryzł?" Mama z lekkim prychnięciem stwierdza, że nie zamierza odstawiać Synka od piersi, chyba, że zechce tego sam. A Synek gryzie i tak, odkąd ma pierwsze dwa ząbki. Kolejne dwa zasadniczej różnicy Mamie nie zrobią. Ad rem zatem: Która z mam czytelniczek zdecydowała się lub zmuszona była odstawić maleństwo od piersi właśnie ze względu na zęby? Czy to częste zjawisko? Hmm...

wtorek, 17 kwietnia 2012

Rozmawiamy z łabędziami...

Wiosna w niektóre dni wygląda już u nas całkiem wiosennie ;) Z tego względu, wykorzystując ostatnią ładną pogodę, postanowiliśmy wybrać się nad morze. Spacer nad wodę to dla Synka_w_bojówkach nie pierwszyzna, więc drzemał słodko gdy wózek terkotał po chodniku, sunął szumiąc po trawniku i nie obudziło go nawet lekkie zapadanie się kół w plażowy piach. Gdy Mama_w_bojówkach wjechała wózkiem na deski zaspiańskiego molo, synek otworzył jedno oczko, potem drugie i zaczął ciekawie rozglądać się wkoło. Blask słońca na zielononiebieskiej wodzie, pierwsze kroczki na deskach (Synek testował nowe buciki), widok przelatujących nad głowami mew - po wielu wrażeniach przyszedł jak zwykle czas na relaks w ramionach mamy. Spacerową ucztę mleczną przerwał nowy dla Synka dźwięk - pokrzykiwanie łabędzi. No i się zaczęło!

Mamo, co to tak krzyczy, co to za stwory? - zdawał się mówić Synek, gdy wyrywał się z objęć Mamy_w_bojówkach, kategorycznie żądając postawienia na ziemi i podprowadzenia do barierki molo. Mama po namyśle postawiła Synka na ławce nieco od owej barierki oddalonej i mocno objęła go w pasie tak, by mógł popatrzeć na unoszące się po wodzie... łabędzie! Śnieżnobiałe samce i pstrokate samiczki, cała gwarna grupa przyciągała uwagę Synka niczym magnes ;) Łabędzie pływały sobie dostojnie, co jakiś czas pokrzykując. Synek_w_bojówkach zamyślił się chwilę, po czym odpowiedział na okrzyk wdzięcznym "eeeeiiii, eeee, eee";) Po krótkiej wymianie uprzejmości łabędzie, zachęcone małym gadułą i, jak podejrzewa mama, spodziewające się, że rzuci im on nieco okruchów chleba, podpłynęły bliżej. Rozmowa trwała dobre kilka minut! Synek zaaferowany i nieco zmęczony dał się mamie namówić na porcję mleczka i relaks w wózku w drodze powrotnej tramwajem do domu. O przygodzie z łabędziami nie omieszkał opowiedzieć Tacie_w_bojówkach, gdy ten wrócił z pracy.

Nie bez kozery mówi się, że dzieci doskonale porozumiewają się ze zwierzętami... Ciekawe, o czym tak sobie gawędzili. Mama_w_bojówkach nie została, niestety, wtajemniczona w ich plany ;)

środa, 11 kwietnia 2012

Stuk puk, jak to brzmi?

Mali Odkrywcy, jak wiadomo, najszybciej uczą się wielozmysłowo. Synek_w_bojówkach dowiódł już nie raz i nie dwa, że największą frajdę sprawia mu łączenie poznania dotykowego ze słuchowym. Mówiąc krótko i nieco niefachowo - uwielbia uderzać łapką w różne rzeczy, by poznać, jaki wydają dźwięk. Sprawdza i słucha, co stanie się, gdy postuka piąstką, klepnie otwartą dłonią albo podrapie paluszkami. Nie umkną przed nim pudełka i torby, drzwiczki i szafeczki, posadzki i płytki, lustra i szyby w oknach... Każde z nich ma swój, jedyny taki, dźwięk, który małe uszka muszą poznać i fakturę, którą z chęcią zbadają małe rączki.

O ile w domu jest to zabawne i raczej bezpieczne, to już na spacerze bywa różnie... Jak bowiem wytłumaczyć ciekawemu świata Małemu Odkrywcy, że nie może klepnąć, drapnąć czy stuknąć, skoro on tak bardzo by chciał? Mama_w_bojówkach wyspecjalizowała się ostatnio w znajdowaniu bezpiecznych "instrumentów" dla synka, i tak zgromadziła takie oto spacerowe zdobycze: patyczki do potrząsania, kamyczki do postukiwania, trochę piasku do ugniatania, nieco żwirku do przesypywania, kilka szyszek co szeleszczą gdy potrzeć jedną o drugą... Musi przyznać, że słucha się ich całkiem przyjemnie ;)

piątek, 6 kwietnia 2012

Prędkość kicania

Synek_w_bojówkach ma wiele sprawdzonych sposobów na przemieszczanie się po domu. Czołganie, pełzanie i raczkowanie opanował już niemal do perfekcji, obecnie zaś szlifuje stąpanie z nóżki na nóżkę w asyście mamy, taty lub będącego w zasięgu mebla. Najszybszym jak dotąd sposobem dotarcia z punktu A do punktu B okazało się pełzanie... A właściwie, mieszanka pełzania z raczkowaniem, pieszczotliwie nazwana przez mamę "kicaniem".  Kicając, Synek_w_bojówkach najpierw dokonuje w główce kilku skomplikowanych obliczeń, następnie ustawia rączki w odpowiednim miejscu i kierunku, potem zaś jedym płynnym ruchem podrzuca do nich nóżki, by rączki, jedną po drugiej, z gracją odsunąć i cały cykl powtórzyć. I tak wiele razy. Do tego niezwykle szybko!

Przekonał się o tym choćby Tata_w_bojówkach, szykujący ostatniego wieczora obiadokolację. Zauważył on z kuchni, że synek kica sobie radośnie w okolicy wejścia do pokoiku, wielce zainteresowany zwisającym nisko paskiem z wiszącej nieopodal kurtki (paski i sznurki to temat na osobny wpis ;)). Zawołał więc do niego, by coś mu w kuchni pokazać, po czym odwrócił się do buchającego aromatem stojącego na gazie naczynia. Po niespełna dwu minutach obrócił się by kontrolnie zerknąć w miejsce pobytu synka i... nie dostrzegł go! Usłyszał za to charakterystyczne postukiwanie przemieszczających się po podłodze łapek, spojrzał w dół i ujrzał... Synka_w_bojówkach, w drzwiach do kuchni, tuż przed sobą, zaglądającego z wielkim zainteresowaniem do pomieszczenia ;)

Morał z tej bajeczki? Wołając do siebie małego kicacza pamiętaj, że przyjdzie szybciej, niż myślisz, że to możliwe ;)

czwartek, 29 marca 2012

Rzecz o kotach i gołębiach

Synek_w_bojówkach, jak na niemal roczniaka przystało, stawia pierwsze kroczki. Głównie w domowych pieleszach, choć dreptanie w asyście mamy lub babci zdarzyło mu się już także na spacerze. 

Podczas jednego z owych spacerów Synek_w_bojówkach napotkał gołębie. Ptactwo gwarnie zleciało się w okolice odwiedzanego przez liczne mamy i maluszki placu zabaw, w nadziei, że dostanie do podziobania trochę chlebka, kukurydzianych chrupek czy innych spacerowych łakoci. Synek_w_bojówkach oniemiał, oczka zrobiły mu się wielkie jak pięciozłotówki, po czym z radosnym okrzykiem zaczął całą siłą małego ciałka wyrywać się z pasów bezpieczeństwa w wózku... Mama_w_bojówkach wymontowała więc syna z pojazdu, wyposażyła w obuwie, po czym chwyciła pod paszki i pomogła przespacerować się w kierunku gołębi. Synek z dumą i nieukrywaną radością Małego Odkrywcy obserwował, głośno komentował, a nawet próbował wdrapać się na płotek, za którym przebywały ptaki. Mama doszła do wniosku, że chyba czas wybrać się do zoo... 

Od tamtej pory Synek_w_bojówkach nie przejedzie ani nie przejdzie obojętnie obok żadnego gołębia. Niedawno chciał nawet podzielić się z kilkoma nowym rarytasem - makowym rogalikiem! Podobną sympatią darzy jedynie domowe czworonogi - koty, a jako, że w rodzinie kotolubów sporo, ma wiele okazji obcować z futrzakami. Niestety, z jakiegoś dziwnego powodu, im bardziej chciałby zaprzyjaźnić się z którymś kotem, tym bardziej kot ów ucieka poza zasięg małych łapek... Synek_w_bojówkach nie poddaje się jednak i wytrwale ćwiczy, by już wkrótce dotrzymać kotom tempa w psotach. Mama z kolei już obmyśla plan wycieczek turystyczno-krajoznawczych do królestwa gołębi - na Stare Miasto, z obowiązkowym przysmakiem dla ptaków w kieszeni. Relacja, jak mniema, już wkrótce ;)

niedziela, 25 marca 2012

Młode mamuśki są wszędzie (i dobrze)!

W pewien słoneczny dzień Mama_w_bojówkach zapakowała synka w wózek i wybrała się na spacer połączony z niewielkimi zakupami. Idąc między sklepami przyuważyła automat z kawą w kilku wariantach, również mlekiem z kawą, za którym przepada. Nabywszy ulubiony trunek w styropianowym kubeczku udała się w dalszą drogę, popijając go znad pałąka wózka i przeglądając asortyment sklepowych witryn.
Sunąca wolnym krokiem z wózkiem i kubkiem mleka z kawą przyciągnęła uwagę pewnej nobliwej pani, siedzącej na przedsklepowej ławeczce w towarzystwie innej nobliwej pani. Panie paliły papierosy i zdawały się lustrować wzrokiem przemieszczających się z wózkami rodziców płci obojga. Pierwsza pani chrząknęła i odezwała się do drugiej w te słowa: "Ech, te młode mamuśki są wszędzie!"...
Mama_w_bojówkach nie wie, czy ten komentarz wobec rzeczywistości miał mieć pozytywny, czy też negatywny wydźwięk, nie przysłuchiwała się bowiem rozmowie okraszonej papierosowym dymem. Niemniej jednak wypowiedż owa szczerze ją rozbawiła. Mama i Synek_w_bojówkach często widują podczas spacerów inne "mamuśki" a niekiedy nawet i "tatuśków" z wózkami, nosidłami czy też chustami, i bardzo się z tych widoków cieszą. Im więcej mamusiek, tatuśków, a przede wszystkim maluszków, tym weselszy jest przecież świat, i o to chodzi!

wtorek, 20 marca 2012

To nie wyścig szczurków!

Dziś wpis nieco refleksyjny, zainspirowany kilkoma artykułami, na które ostatnio natknęła się Mama_w_bojówkach. Choć nie ma ona nic przeciw dbaniu o rozwój, odpowiedniej stymulacji dziecka i uczeniu go nowych rzeczy, nie może, zwłaszcza ostatnio, oprzeć się wrażeniu, że jest świadkiem jakiejś niewyjaśnionej, dziwnej rywalizacji między maluszkami. A ściślej, między rodzicami, a szczególnie, jak zaobserwowała, mamami. 

Wertując liczne, dostępne w papierowych i elektronicznych mediach, tabelki, schematy i wywiady ze specjalistami, można stworzyć sobie w głowie obraz tego, co w danym momencie życia powinien potrafić maluszek. Wszystko z tym w porządku, dopóki owe tabelki i schematy nie stają się rygorystycznym wyznacznikiem, a nie tylko punktem odniesienia w wypadku, dajmy na to, konsultacji z pediatrą czy fizjoterapeutą. Mama_w_bojówkach odnosi ostatnio wrażenie, że mniej lub bardziej znane jej dzieci nie rozwijają się tak jak powinny i trzeba im pomagać... Dają jej to do zrozumienia sami rodzice i opiekunowie, mówiąc np. "Anusia jeszcze sama nie siada, a ma już pół roczku, więc poszłam z nią do neurologa...", "Bartek chodzi do logopedy, bo trzeba nauczyć go mówić, w końcu ma już prawie rok..." Nawet podczas spotkań na spacerze z reguły wywiązuje się rozmowa pt. Co już umie Twój brzdąc, bo mój to... 

Być może Mama_w_bojówkach nieco koloryzuje, ale naprawdę czasem ma ochotę stanąć na środku ulicy / salki żłobkowej / placu zabaw i krzyknąć "Dzieciństwo to nie wyścig szczurków!" Każdy maluch ma prawo uczyć się i rozwijać w takim tempie, jak chce i potrafi. Można mu pomagać, gdy próbuje coś zrobić i ma z tym kłopot, lecz nie można zmuszać do robienia czegoś, na co nie jest gotów, czego po prostu jeszcze nie "załapał", bo "przecież ten czy ów już to umie od miesiąca"... Na rywalizację (oby tę zdrową!) przyjdzie czas w szkole. Pozwólmy Małym Odkrywcom uczyć się i bawić na ich warunkach, dyskretnie pomagając, gdy zajdzie potrzeba. Możecie być pewni, że wszyscy - maluszki i rodzice - wyjdą na tym lepiej.

czwartek, 15 marca 2012

Co się za tym kryje, czyli dlaczego w bojówkach?

Bojówki, jak się okazało, stanowią niezbędny element garderoby mamy. Ten wytrzymały i wszechstronny ciuch pozwala w wygodny i łatwo dostępny sposób zapakować wszystko, co przyda się na spacerze po mieście, wypadzie poza nie, a nawet dłuższej wycieczce (chociaż tu, przyznam, czasem towarzyszy nam torba ;) ). Im więcej kieszeni i im bardziej odporny na wszelkiej maści plamy wzór, tym lepiej, oczywiście! ;) Mama_w_bojówkach przerobiła już model jasnobeżowy (to był akurat kaprys), grafitowy (całkiem całkiem, sprawdziły się zwłaszcza gdy Synek_w_bojówkach mieszkał jeszcze w brzuszku) oraz klasyczne khaki (do ideału brakuje im chyba tylko łat moro ;)). Tej wiosny i lata czeka je wiele ciężkich prób, bo Synek_w_bojówkach skończy roczek (!), a jak wiadomo, to wiek Małych Odkrywców. Mama_w_bojówkach na pewno nie omieszka podzielić się tu najciekawszymi opowieściami, które, ma nadzieję, znajdą wielu czytelników.

Do następnego!

środa, 14 marca 2012

Hello World!

Zaczynamy, ruszamy, startujemy ;)
Oto blog Mamy_w_bojówkach: o macierzyństwie i nie tylko, z lekką dozą humoru.
Miłego podczytywania ;)