Blog o macierzyństwie i nie tylko, z lekką dozą humoru ;)

piątek, 20 lipca 2012

Biblioteczka Syneczka, czyli słów kilka o czytaniu

Czytać, jak wiadomo, należy już najmłodszym. Najlepiej codziennie. Najlepiej minimum 20 minut dziennie. Ciekawi mnie, ilu rodziców trzyma się tej zasady? A może Wasze pociechy czytają już samodzielnie?

Synek_w_bojówkach ma zadatki na mola książkowego, po mamusi :) Książeczki towarzyszą mu rano i wieczorem, a w deszczowe dni, których niestety ostatnio nader wiele, bywa ich jeszcze więcej... Synkowa biblioteczka obejmuje serię "Obrazki dla maluchów" z grubymi, łatwymi w przekładaniu kartami, a także, od niedawna "Klasykę Polską" i "Klasykę Światową" z popularnymi i znanymi nam rodzicom tytułami bajek, baśni i opowiastek. Znajdują się w niej również książeczki typu pop-up, w których odchylane klapki kryją tajemnicze obrazki, a nawet kilka egzemplarzy dziecięcej literatury, którymi można delektować się... w kąpieli! ;)

Jako, że Synek ma już ponad rok, Mama_w_bojówkach, za namową koleżanki, zaczyna rozważać naukę czytania. Konkretnie chciałaby uczyć Synka czytania całowyrazowego, lub, jak wolicie, globalnego, metodą Glenna Domana (i Colina Rose, o ile pamięć Mamy_w_bojówkach nie zawodzi). Chętnie zatem pozna Wasze doświadczenia i wrażenia z tej lub podobnych metod wczesnej nauki czytania. Ilu z Was pracuje lub pracowało tak z Waszymi maluchami? Czy uważacie, że warto w ten sposób ułatwić dzieciom późniejsze obcowanie z książkami?

4 komentarze:

  1. Oczywiście, że dobrze czytać dzieciom od początku. Ale w moim przypadku było tak, że dziecko, zafascynowane możliwością przemieszczania się, ani w trąbe nie chciało, aby mu czytano, gdyż czytanie znacznie przeszkadzało w koncentracji, której wymagała nauka pełzania, raczkowania, oraz chodzenia. Teraz Klarutka lubi jak jej się czyta książeczki i sama sobie wybiera wierszyki, których chce słuchać. A co do nauki czytania, Klara zna literki (sama się chciała nauczyć), ale jakoś ich nie składa w całość. Ale też mi się wydaje, że nauka według wymienionej przez ciebie metody może być lepszym pomysłem, bo w końcu nie czyta się litera po literze, a całościowo, tzn nie M, L, E, K, O, a "mleko". Tylko muszę pokombinować z nauką czytania w trzech językach... :)
    Ale ciekawa ta metoda, przyjrzę jej się dokładniej. Dziękuję za informację!

    OdpowiedzUsuń
  2. stosuję. Kupiłam właśnie zestaw do matmy. czy działa? nie mam pojęcia, ale praktycznie nie zajmuje czasu, nie wymusza niczego, metoda wręcz zabrania "odpytywania" więc... dlaczego nie?
    ach, no i mój kwiatek sie dobrze bawi, tj. lubi czytanie. karty najpierw robiłam sama ręcznie, potem w power point na kompie. zazwyczaj prowadził mnie za rekę do komputera i kazał sobie pokazywac słowa :-)
    niestety metoda ta ma swój powazny minus (nie dotyczy to matematyki), a mianowicie polski jest jednak fleksyjny. i tu zaczynają się schody. ale podobno jest jakas jeszcze inna metoda, oparta na sylabach. jesczze nie wiem, co i jak.

    OdpowiedzUsuń
  3. Warto. Ale trzeba mieć spore samozaparcie. JA córę uczę literek. Robimy to w formie zabawy po troszku, codziennie. DZięki temu, że poświęcam jej czas w domu-widać efekty w przedszkolu:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Super, że mały tak eksperymentuje :) Dodaję do obserwowanych ;p

    OdpowiedzUsuń